27 IX 2020 - Kazanie okolicznościowe - Dożynki

T: POTRZEBA DZIĘKCZYNIENIA.

Pewna uboga kobieta, wdowa wychowująca samotnie kilkoro dzieci, codziennie wychodziła do swego ogrodu i patrząc ufnie w Niebo prosiła na głos: Panie Boże, błagam Cię, pomóż mi w Twojej łaskawości, pomóż mi nakarmić moje dzieci i spłacić rachunki. Nie proszę o wiele, ale tylko o godne życie dla mnie i moich dzieci. W sąsiedztwie, za płotem mieszkał ateista, który notorycznie naigrywał się z tejże kobiety. Kpił z niej mówiąc, że może sobie aż do śmierci tak wołać do Nieba i nic nie osiągnie. Niezrażona docinkami sąsiada kobieta modliła się jednak dalej, prosząc w pokorze o pomoc Boskiej Opatrzności. Tymczasem sąsiad – ateista, chcąc zakpić z tejże kobiety i z jej wiary, pewnego dnia zrobił pokaźne zakupy i ustawił je na werandzie domu sąsiadki. Na wierzchu umieścił jeszcze kopertę z małą sumką gotówki, by sąsiadka mogła zapłacić zaległe rachunki. I gdy, jak co dzień kobieta wyszła przed swój dom, by błagać Boga o pomoc, zobaczyła obfitości złożone na progu domu. Z radością zaczęła, więc dziękować Bogu za to, że ją wysłuchał w jej biedzie i zechciał ją tak hojnie wspomóc. Wtem jej dziękczynne modły przerwał sąsiad swoim szyderczym krzykiem dobiegającym zza płotu: Nie ma żadnego Boga, to ja ateista podarowałem ci te wszystkie rzeczy i pieniądze. Na te słowa kobieta zwracając się ku Niebu rzekła: A w szczególności dziękuję Ci Panie za to, że poruszyłeś serce tego twardego ateisty, mojego sąsiada i nakłoniłeś go do spełnienia tak dobrego czynu. Kiedyś poczytaj mu Panie to dobro, które dzisiaj uczynił.

Najmilsi! Analizując to wydarzenie z życia ubogiej kobiety i jej sąsiada ateisty możemy dojść do zasadniczego wniosku, że tą głęboko wierzącą kobietę i jej sąsiada ateisty różni jedynie zdolność do dziękczynienia. Ateista ten z opowiadania i ci w realu - żyjący obok nas - uważają, że nie muszą być nikomu za nic wdzięczni. Wszak własną pracą, wykształceniem, czy też sprytem osiągnęli wszytko, co mają i pozycję społeczną jaką zajmują. I dlatego za nic nikomu nie muszą być wdzięczni chyba, że ktoś im ułatwi mieć jeszcze więcej albo zasiąść jeszcze wyżej. Natomiast zadziwiająca jest wdzięczność głęboko wierzącej kobiety. Modląc się ufa, że dobry Bóg nie zostawi jej w potrzebie. I nawet gest miłosierdzia uczyniony przez ateistę odczytuje, jako interwencję Boga.

I taka postawa, postawa wierzącej kobiety jest zapewne bliższa każdemu z nas tu zgromadzonych. Bo jak mawiał na wykładach abp Alfons Nossol nasz profesor: przypadek jest językiem Bożej Opatrzności.

Tak też dzisiejszy dzień naszego parafialnego dziękczynienia za tegoroczne plony, za dar chleba powszedniego, wielu chciałoby potraktować jako uroczystość kwalifikowaną do ludowego folkloru. Wielu uwierzyło, że wysokość plonów na polach, czy w ogrodach zależy od unijnych dopłat wywalczonych przez oddanych narodowi ministrów, dalej - wysokość plonów zależy przecież od kwalifikowanego ziarna i ilości nawozów wysianych na polach mających zwielokrotnić plonowanie, nie wspominając już o nowoczesnych maszynach. A gdzie tu przy takim myśleniu miejsce na wiarę, na Boga, na wdzięczność? A jednak rolnicy i ogrodnicy dokładnie wiedzą, że słowa pieśni, którą śpiewamy w czasie dożynek ma 100% przełożenie na życie: Boże z twoich rąk żyjemy, choć naszymi pracujemy. I za to coroczne dziękczynienie wyrażamy dzisiaj naszą duszpasterską wdzięczność wam rolnikom i ogrodnikom, ale też tym wszystkim, którzy mają w swych sercach wdzięczność za dar chleba powszedniego.

Bo dożynkowe dziękczynienie składane Bogu jest też wielkim głosem wołającym do wszystkich mieszkańców naszego miasta: owszem, wszystko możesz sobie kupić w sklepie, a nie w kościele. Ale jedynie w kościele możesz Bogu dziękować za to wszystko, co masz i za tych którzy ci pomogli to mieć. I - co najważniejsze - uczyć młode pokolenie ducha wdzięczności za to co posiadają, wdzięczności kierowanej do Boga i rodziców.

Bo z egoistycznym, pretensjonalnym podejściem do życia możemy zdefiniować człowieka jako stworzenie nastawione na konsumowanie siebie i świata.  Na zasadzie im więcej przyjemności, tym lepsze życie. A na taką definicję człowieka Kościół nie może się nigdy zgodzić. Bo człowiek, jako stworzenie Boże nie może być zredukowany do roli łańcucha pokarmowego. Zauważmy we współczesnym świecie, w Europie już tylko Kościół stoi na straży godności każdego człowieka od jego poczęcia aż do naturalnej śmierci, zrodzonego nie w probówce, ale w kochającej się rodzinie.

I bodaj jedyną cechą, która nas, chrześcijan – Katolików, wyróżnia od reszty świata, szczególnie od ateistów, to zdolność do dziękowania Bogu. Bo sama Msza św. nazywana w języku greckim eucharystią tłumaczymy na język polski, jako dziękczynienie. Dziękczynienie za dar życia, za nasze zbawienie, za Miłość, za dar chleba powszedniego. Bez tego dziękczynnego porywu serca stalibyśmy się mniej czy bardziej inteligentnymi zwierzętami zamieszkującymi nasza planetę. A o taką wizję chodzi naprawiaczom naszej europejskiej kultury, życie bez Boga, a więc bez nadziei w sercu na wieczność.

Dlatego proszę was, aby ocalić nasze życie, życie naszych rodzin, nieustannie dziękujcie Bogu za doświadczone dobro, za każdy przeżyty dzień, za każdą kromkę chleba powszedniego, dziękujcie przynajmniej czyniąc krzyż przed każdym posiłkiem. A wtedy doświadczymy mocy Pana, który nasze rodziny połączy w wdzięczności i Bogu i sobie nawzajem.

Błogosławiony Bernard Lichtenberg, męczennik II wojny światowej, legendarny proboszcz berlińskiej katedry zwykł mawiać do swoich parafian: mówisz mi, pokaż mi cud, a uwierzę, a ja ci mówię uwierz, a pokażę ci wiele cudów.

Tak więc, niech każdy z nas poczuje się zaproszonym do eucharystii, czyli wyrażania wdzięczności Bogu. Co najważniejsze, by dorosłe pokolenie rodziców, dziadków i wychowawców całym sercem zechciało tą prawdę przekazać młodemu pokoleniu. Proszę was! Uwierzcie, i pójdźcie tą drogą wdzięczności, a zobaczycie wiele cudów w waszych rodzinach i domach. Bo cecha wdzięczności jest jak piękny kwiat, który zakwita w sercu, by radować tych wszystkich, którzy na niego patrzą.

Amen.

Do góry